czwartek, 23 stycznia 2014



Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!







Gdy zamówiłem tą książkę przez internet, nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie ją dostanę. Jej autora poznałem wcześniej, poprzez wspaniały wynalazek ludzkości jakim jest You Tube ;) 

Wiedziałem, że Nick Vujicic - młody Australijczyk serbskiego pochodzenia, choruje na fokomelię, która objawia się brakiem kończyn. Wiedziałem, że przeszedł długą i bolesną drogę, od depresji i próby samobójczej, przez odnalezienie swego celu, aż po spełnienie i obłędne szczęście, jakie jest jego udziałem. Pragnąłem jednak poznać szczegóły jego niezwykłej historii.

Gdy wreszcie otrzymałem przesyłkę, cieszyłem się jak dziecko. Mówię Wam, ta książka ma w sobie moc! Otworzyłem ją i z drugiej strony spojrzał na mnie promiennie uśmiechnięty autor. Pomyślałem wtedy - Ile ciepła i serdeczności jest w tym uśmiechu! Dlaczego ludzie tak rzadko uśmiechają się w ten sposób? - Jeśli mieszkacie w Anglii, wiecie, co mam na myśli, prawda?



"Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!" został napisana w formie inspirującej biografii. Nick opisuje swoje losy i na podstawie własnych doświadczeń daje konkretne rady tym, którzy pragną żyć pełnią życia. Książka jest pełna licznych anegdot z różnych etapów jego drogi. Niektóre są śmieszne, niektóre wzruszające. Vujicic przytacza także przykłady innych ludzi, którzy pomimo niewyobrażalnych przeciwności losu, nie zatracili nadziei i osiągnęli szczęście.

Osoba dotknięta tak głębokim upośledzeniem, powinna teoretycznie być wyizolowana, zgorzkniała i nieszczęśliwa. Kiedyś tak zresztą było. Nick miał trudne dzieciństwo. Postrzegał siebie, jako wybryk natury, wpadkę Pana Boga. Wreszcie w wieku dziesięciu lat postanowił z sobą skończyć. Gdy jednak leżał w wannie wypełnionej wodą twarzą w dół, gdy powietrze zaczerpnięte w płucach powoli się kończyło, Nick oczami swej wyobraźni zobaczył swych złamanych bólem rodziców, stojących nad jego grobem. Ta wizja wstrząsnęła nim tak bardzo, że poderwał swe drobne ciało i obrócił się na plecy, zachłannie łapiąc powietrze. Zrozumiał, że był okropnym egoistą, skupionym tylko i wyłącznie na swoim cierpieniu.

To był przełomowy moment. W wyniku szeregu zdarzeń, których nie będę opisywał (kupcie książkę i je poznajcie, hehe), Nick pojął jaki jest jego cel. Zrozumiał, że Bóg przygotował dla niego wspaniały plan na życie. Odzyskał nadzieję i zrozumiał, że największe ograniczenia tkwią w jego psychice, a nie w ciele. To był początek pasjonującej przygody w jaką Nick zabiera Czytelnika na stronach swej książki.

Ta fascynująca publikacja nie jest zbiorem teoretycznych rad. Owszem, Nick pisze co robić krok, po kroku, ale to wszystko jest oparte przykładami z jego życia. Warto jego przesłanie wziąć sobie do serca, zważywszy na fakt, jaki sukces osiągnął ten niezwykły człowiek. Nick jest sławnym mówcą motywacyjnym, docierającym z przesłaniem nadziei i miłości do wielu krajów świata. Ponad to pisze książki, gra w filmach, śpiewa, surfuje, jeździ na deskorolce. Po prostu żyje pełnią życia! W dzieciństwie, gdy w jego umyśle wisiały czarne chmury rozpaczy, nawet w najśmielszych wizjach nie dopuszczał do siebie myśli, że może go czekać taka przyszłość. A przecież wystarczyło by kilka sekund dłużej pod wodą, by to wszystko przekreślić...

Jak tak patrzę na to wszystko z boku, to trochę mi wstyd. Myślę, że podobna refleksję ma większość czytelników tej książki. Pomyślcie tylko - jakiś Kaleka bez nóg i rąk uczy mnie - zdrowego, pełnosprawnego faceta jak żyć bez ograniczeń...
Paranoja!
Uwierzcie mi, ten wstyd jest szalenie motywujący. Kupcie tą książkę, przeczytajcie jednym tchem i też się zawstydźcie. Warto!

Pozdrawiam płomiennie!

czwartek, 16 stycznia 2014





Ile życia w życiu?


Pewnie każdy kiedyś oglądał film "Świt żywych trupów". Pewne miasteczko zostaje w nim opanowane przez rzesze zombie. Wiedzieliście, że ten film jest na faktach autentycznych? Tak. Przerażająco autentycznych. Co prawda w realu trupy nie wstają z grobów, ale chodzą po ulicy. Są wszędzie, w pracy, sklepie, w kościele, na wakacjach. Bardzo dużo nieboszczyków można spotkać w pubach i dyskotekach. Najmniej ich występuje w szkołach (podstawowych, bo na kolejnych etapach edukacji ich liczba rośnie w zastraszającym tempie).

Jak wiecie, są dwa rodzaje śmierci: biologiczna i duchowa. Mowa jest o tej drugiej. To niewiarygodne jak wielu ludzi wegetuje, a nie żyje. Wczoraj byłem tego świadkiem. Do mojej żony przyszła koleżanka na kawę. Wcześniej nie miałem okazji jej poznać. Przyszła, przywitała się, siadła na kanapie, a ja już wiedziałem, choć jeszcze prawie nic nie powiedziała. Zrobiło mi się jej bardzo przykro. Choć nie miałem pojęcia jaka jest tego przyczyna, widziałem, jak strasznie jest poraniona. Wpadła w sidła złego ducha i dała się zabić. Po jej wyjściu, żona powiedziała mi, że cierpi na depresję i miała kilka prób samobójczych.
Oczywiście nie wszyscy ludzie, którym brakuje życia, kwalifikują się do leczenia psychiatrycznego. Większość potrafi się świetnie maskować. Śmieją się, są wygadani, robią kariery. Jak mówi ksiądz Pawlukiewicz: "Można siedzieć w amfiteatrze i zaśmiewać się do łez z występu jakiegoś kabaretu i nie żyć". Ludzie ożywiają się na chwilę seksem, erotyką, alkoholem, narkotykami, hektolitrami kawy (ja się do nich zaliczam) i czym tam jeszcze. Ciężko teraz spotkać kogoś, kto na imprezie potrafi się świetnie bawić bez picia. Erotyka jest wszechobecna. Przy użyciu roznegliżowanych niewiast reklamuje się wszystko - od sprzętu rtv/agd po skup metali kolorowych. Spece od marketingu zdają sobie sprawę, że nic tak nie przykuwa uwagi. Erotyka jest jedną z ostatnich sfer, która ludzi ożywia.

Wielu z nas jest jak sztuczne kwiaty. Piękni, kolorowi, ale życia w nas nie ma. Dlaczego tak się dzieje?
Bo wyzbyliśmy się pragnień. Bo zatraciliśmy samych siebie. Uwierzyliśmy, że na nic lepszego nie zasługujemy, lub po prostu, że nic lepszego nas w życiu nie spotka. Jesteśmy głusi na nas samych. Daliśmy się zwieść złemu duchowi. Zmanipulował nas, ogłupił i rozleniwił.

Musimy wrócić do samych siebie. Odkryć swoje prawdziwe JA, a tym samym odkryć nasze pragnienia, które Bóg zaszczepił na dnie naszego serca. Gdy faryzeusz Nikodem przyszedł do Jezusa i zapytał, co musi zrobić, żeby uzyskać zbawienie, Jezus mu powiedział: „ ... Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”. Nikodem spytał Go: „ Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się”? Jezus odrzekł: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić...” (Ewangelia wg św. Jana 3:3-7).

Niestety zły duch skutecznie nas omamia i zwodzi, ale na całe szczęście nie ma dostępu do dna naszego serca.
Zapewne każdy z nas oglądał kultowy film "Matrix". Ja do tej pory jestem wielkim fanem całej trylogii :) Może przypominacie sobie fragment, w którym Morfeusz mówi do Neo:

"Jesteś tu, bo wiesz o czymś. Tego, co wiesz, nie możesz wyrazić, ale czujesz to. Czułeś to przez całe swoje życie, że ze światem jest coś nie tak. Nie wiesz, co to jest, ale to jest jak drzazga w twoim umyśle, doprowadzająca Cię do szaleństwa. (...) Czujesz to, kiedy idziesz do pracy, do kościoła, kiedy płacisz podatki."

Zastanówcie się, czy nie macie podobnych odczuć? Czy nie wydaje Wam się, że nie żyjecie w pełni? Ciągle towarzyszy Wam poczucie, że czegoś Wam brakuje? Nigdy nie jesteście do końca zaspokojeni? Ludzie się Was pytają "Hej! Jak leci? Co u Ciebie?", a Wy zawsze 
odpowiadacie, że "Wszystko ok", ale mówicie to bez przekonania. Czy tak nie jest?
Niby wszystko jest dobrze, ale chodzę jakaś taka / jakiś taki sfrustrowany / sfrustrowana. Zrzędzę, marudzę. Nic mi się nie podoba i w ogóle to czasem chciałabym / chciałbym, żeby wszyscy dali mi święty spokój! Sama / sam siebie nie rozumiem.
Wiecie co to jest?
To Wasze serce, które bije na alarm, które próbuje przebić się przez te miliony litrów alkoholu, tony pornografii, zwały polityki, hałdy gier komputerowych i wszystkie inne odpady, którymi zaśmiecamy siebie i swoje życie. Nasze serce chce nam powiedzieć prawdę o nas samych, ale często ta prawda jest bolesna. Więc zamiast słuchać, wolimy sobie strzelić kilka browarków z kumplami, gdy mamy doła. Albo kabarecik sobie obejrzeć. Nic dziwnego, że kabarety przechodzą renesans swojej popularności. Jest duże zapotrzebowanie na ożywianie umarlaków. Siedzi taki nieboszczyk na kanapie z piwem w ręce i paszcze cieszy, a życie uchodzi z niego wszystkimi porami.

Żeby ożyć, żeby się narodzić na nowo, potrzeba wielkiej odwagi, determinacji i konsekwencji. Zły duch nie odpuści i uderzy z podwójną mocą, wedle powiedzenia "Im bliżej ołtarza, tym więcej demonów". Doświadczyłem tego na własnej skórze. Im bliższą relację buduję z Jezusem, zły duch mocniej mi doskwiera. Nikt jednak nie obiecuje, że będzie słodko. Będzie bolało, będzie piekło i parzyło. Poleje się krew, pot i łzy, dlatego wielu woli wegetować, bo tak łatwiej.
Pomimo wszystko warto wytoczyć działa i wypowiedzieć wojnę swym słabościom, grzechom, a co za tym idzie - demonom. Uwierzcie w to, że życie o jakim marzycie jest możliwe. Jeżeli będziecie walczyć w imieniu Boga, a nie swoim własnej pychy, zwyciężycie!
Pójdziecie na wojnę z całą zgrają diabłów, ale za plecami będziecie mieli potężnego Wodza, jakim jest Chrystus. Wszyscy, którzy odmienili swój los, zrobili to dzięki Jezusowi. Wszak On sam powiedział: "Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości" (J 10, 10).

Pozdrawiam jeszcze goręcej!

niedziela, 12 stycznia 2014

Witam ponownie!

W ostatnim poście pisałem, że na swej drodze napotkałem kilku ludzi, którzy odcisnęli duże piętno na moim życiu. Pierwszym z nich był Marcin Matuszewski. Poprzez swoją stronę internetową wprowadził mnie w świat rozwoju osobistego. To było jak odkrycie! Wow! Totalnie się tym zafascynowałem. Uczepiłem się tego jak tonący kawałka dryfującej deski. Byłem zachwycony. To była odpowiedź na moje rozterki. Ktoś do mnie trafił i powiedział: Słuchaj, nie martw się, że twoje życie tak wygląda. Zmienimy to. Nie musisz tak żyć. Możesz być szczęśliwy i spełniony. Możesz wygrać ze swoim lenistwem, niezorganizowaniem, odkładaniem w czasie, brakiem planowania. Jest tyle rzeczy, które można robić!

Pochłaniałem treści zamieszczone na jego stronie internetowej. Kupiłem nawet kurs szybkiego czytania, bo zawsze chciałem sprawdzić, jak to jest. Czy to bujda, czy naprawdę można czytać jak błyskawica? Otóż można, ale to wymaga mnóstwa poświęconego czasu i pracy. Niestety nie skończyłem tego kursu. Zrezygnowałem przed końcem. Po miesiącu uszło ze mnie powietrze i poddałem się swoim zwyczajem.

Później znalazłem na youtube nagrania Bartka Popiela - kolejnego guru rozwoju osobistego. Bartek jednak wyróżnia się tym, że jest szczery, bezpośredni i nie głaszcze po główce. Potrafi dać prawdziwego kopa, wytyka błędy i nie znosi biadolenia. Za to ludzie go lubią. Wniósł wiele dobrego do mojego życia. Ostatnio kupiłem jego e-booka "Zrobię to dzisiaj" i walczę ze swoim nawykiem odwlekania.

W moim życiu fascynacja rozwojem osobistym zbiegła się w czasie ze zbliżeniem do Boga i umocnieniem wiary. Największa w tym zasługa księdza Piotra Pawlukiewicza. Jego homilie i rekolekcje poleciła mi znajoma. Pewnego razu wpadłem do niej. Miała włączony komputer i czegoś słuchała. Powiedziała, że to Pawlukiewicz, że mądry ksiądz, że ma gadane. Gdy wróciłem, do domu poszukałem na necie jego nagrania. Włączyłem, zacząłem słuchać i... prawie spadłem z krzesła. Sprawdzałem, czy on na pewno jest księdzem katolickim, bo nie mogłem uwierzyć, że kapłan może takie rzeczy mówić. "Mamy być zachłanni, mamy pragnąć, kłócić się z Bogiem, a Chrystus nie przyszedł, żeby nam dać pokój, lecz rzucić między nami ogień." Co?!
Oczywiście, to są urywki wyrwane z kontekstu i można je błędnie zinterpretować, ale jak żyję, czegoś takiego nie słyszałem. Teraz po wielu miesiącach z dumą nazywam księdza Piotra moim przewodnikiem duchowym. Rozniecił on we mnie płomień wiary. Sprawił, że chrześcijaństwo stało się dla mnie atrakcyjne, stało się sposobem na spełnienie mojej męskości (jakkolwiek to brzmi). Uwierzyłem, że moim, jak i innych mężczyzn, celem jest robienie rzeczy wielkich.

W międzyczasie natrafiłem na nauki kolejnych duchownych - ojca Adama Szustaka i księdza Jacka Stryczka, założyciela i prezesa stowarzyszenia "Wiosna", którzy wypełnili i uzupełnili moje nowe spojrzenie na siebie, ludzi i na Boga. Zrozumiałem, że należy podążać ze swoimi pragnieniami. Uświadomiłem sobie, że świat cierpi na poważną chorobę - kryzys męskości. Współcześni mężczyźni w dużej mierze to maminsynki, chłoptasie marnujący całe życie na zaspokajaniu swych żądz. Nie takie cele postawił przed nami Bóg. Panowie, mamy być wielcy, mocni i świadomi swej wartości i siły! Z całą pewnością sporo miejsca poświęcę temu tematowi na tym dopiero powstającym blogu.

Następną i wierze głęboko, że nie ostatnią osobą spotkaną na mojej Drodze jest Nick Vujicic. Młody Australijczyk cierpiący na fokomelię - wrodzony brak kończyn. Pomimo fizycznego okaleczenia człowiek ten wiedzie szczęśliwe, spełnione życie i swym przesłaniem dzieli się z ludźmi w swoje książce "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!" Właśnie jestem w trakcie jej lektury. Gdy ją skończę, napiszę o niej w osobnym poście.

Z otchłani depresji i rozgoryczenia wydostałem się dzięki Bogu i rozwojowi osobistemu. Wiem, ze wielu się właśnie krzywi czytając tą deklarację, ale to prawda. Kościół ma wielki dystans do rozwoju osobistego, ale ja jestem nim zafascynowany i wierzę, że mądrze wykorzystany, może być pomocny w osiągnięciu pełni szczęśliwego, owocnego życia. Wierzę, że można te dwie sfery połączyć i podwoić siłę naszego działania.
To będę starał się udowodnić na tym blogu!

Kochani, to jakie mamy życie zależy w dużej mierze od nas. Nie jesteśmy Panami swojego losu, ale mamy na niego wpływ!
Woody Allen kiedyś powiedział: "Chcesz rozśmieszyć Boga, to powiedz mu, jakie masz plany na jutro."
Śmieszne, wiem. Sam się uśmiałem ;)
Ja jednak pójdę krok dalej: "Chcesz zadowolić Boga, przestań rozpamiętywać wczoraj i zacznij walczyć o jutro!"

Pozdrawiam Was gorąco!