czwartek, 27 marca 2014

Czas goni nas cały czas.



Czas goni nas cały czas.



Chciałbym na tym blogu pisać jedynie o zwycięstwach i sukcesach, ale niestety każdy medal ma dwie strony, a kij dwa końce. Ostatnio przeżywałem swojego rodzaju paraliż twórczy, za co wszystkich chciałem bardzo przeprosić. Znów pojawiły się myśli, żeby to wszystko rzucić i przestać bawić się w blogowanie. Całe szczęście mój stary przyjaciel troszkę przemówił mi do rozumu. Powiedział mniej więcej tak: "Zaprosiłeś ludzi, to pisz dalej!" Dzięki stary za kopa!

Powodem mojego milczenia była gonitwa za spełnieniem i szczęściem, a konkretniej opłakane jej rezultaty. Zrozumiałem na własnej skórze, że szczęście jest jak piękny motyl. Gdy będziesz próbował go złapać, to Ci ucieknie, ale jak przystaniesz i wrzucisz na luz, to możliwe, że przyfrunie i usiądzie Ci na ramieniu.

Tak łatwo wytykać innym błędy, a tak trudno uderzyć się w swoją własną napompowaną i napuszoną pierś. Dzisiaj moja żona uświadomiła mi jakim bardzo nieodpowiedzialnym i niepoważnym jestem człowiekiem. Wzięła igłę i przebiła ten nadęty balon mojej pychy. Powietrze uszło ze świstem a ja zrobiłem się malutki i zawstydzony.

Wiecie co? Jestem jej za to wdzięczny. To był kubeł zimnej wody (nie pierwszy i niestety na pewno nie ostatni). To było otrzeźwienie. Zrozumiałem, że ciągle gadam o wielkich rzeczach, a kompletnie sobie nie radzę z najmniejszymi i najprostszymi. Pieprzony ze mnie teoretyk.

Właśnie dlatego postanowiłem zacząć od absolutnych podstaw. Oczywiste dla mnie jest (tym bardziej teraz), że mam wielki problem z organizacją czasu. Wiem również, że nie jestem jedyny. To powszechna bolączka, dlatego poświęcę temu tematowi trochę miejsca na niniejszym blogu.

Jedni nazywają to zagadnienie zarządzaniem czasu, inni zarządzaniem sobą w czasie. Ja wolę to drugie, gdyż zgadzam się z przekonaniem, że każdy z nas ma czasu tyle samo - dokładnie 24 godziny na dobę.
Damian Redmer, prowadzący blog Rozwojowiec.pl zauważył, że większość ludzi błędnie szacuje zasoby posiadanego czasu. Gdy z perspektywy 24 godzin, musimy na coś przeznaczyć 60 minut, nie wydaję się to nam wielką stratą. Przecież wciąż mamy jeszcze całe 23 godziny, ale czy na pewno? Według prostego rachunku (odejmując czas na sen, pracę, posiłki i dojazd do i z pracy) do własnej dyspozycji zostaje nam ok 5-6 godzin w ciągu dnia. Należy pamiętać, że te obliczenia nie uwzględniają żadnych nie przewidzianych, losowych wydarzeń, tak więc realnie czasu możemy mieć jeszcze mniej i zazwyczaj tak się dzieje, bo zawsze coś tam wypadnie. Jak teraz podejdziecie do straty całej okrąglutkiej godziny dziennie?

Ja wiem, że to jest proste i oczywiste. Nic odkrywczego, ale pomimo wszystko uświadomienie sobie banalnego faktu, że moja "praktyczna doba" jest mniej więcej cztery razy krótsza, było szokiem. Nagle cena rynkowa każdej minuty wzrosła przynajmniej ze cztery razy. Czułem się jakby ktoś czterokrotnie zredukował moją wypłatę. A co człowiek robi, gdy ma tyciutki budżet? Dwa razy ogląda każdą złotówkę - innymi słowy - szanuje swoje pieniądze. My właśnie to samo powinniśmy robić z czasem.

Dawno temu postanowiłem sobie, że będę się uczył angielskiego przez godzinę dziennie. Wydawało mi się to proste do zrealizowania. Co to jest jedna godzina? - myślałem. Wytrwałem może dwa dni. Zawsze było coś innego do zrobienia, a raczej zawsze sobie coś innego wynalazłem, ażeby mieć wymówkę braku czasu na naukę. Później zmniejszyłem godzinę na trzydzieści minut, ale i tak nic z tego nie wyszło.

Co zatem należy zrobić, aby wydusić z każdego dnia jak najwięcej?
Wielu znawców tematu radzi mniej więcej to samo. Należy wziąć długopis i kartkę papieru i rozpisać swój zwykły dzień godzina, po godzinie. Jak on przebiega? Co robimy? Jak wygląda nasza rutyna? Na co przeznaczamy czas? Musimy być szczegółowi. Nie może być żadnych luk i przerw. Trzeba zaraportować każdą chwilę ;)

Musimy być wobec siebie szczerzy. Koniec okłamywania samego siebie. Podrapcie się po głowie i zastanówcie, na co tak naprawdę poświęcacie czas. Podejrzewam, że będziecie zaskoczeni swoim odkryciem, chyba, że jesteście super hiper zorganizowani i precyzyjnie wykonujecie każde zaplanowane zadanie."Przecież ja tylko sprawdzam pocztę i fejsa, nic wielkiego" - myślałem, a okazało się, że na te czynności marnuje średnio około trzydziestu minut, zanim zacznę robić to, po co na prawdę włączyłem komputer.

Po przeprowadzeniu naszego małego katharsis zdemaskujecie złodziei czasu. Następnym krokiem będzie oczyszczenie naszej doby z tych szemranych typów. Niech znajdą się tam gdzie ich miejsce - w więzieniu czasoprzestrzeni, lub innej czarnej dziurze :)

To są oczywiście żarty, ale szczegółowa analiza naszego planu dnia jest wstępem do lepszej organizacji. To postawienie diagnozy, po której zaczyna się leczenie. Może ono być skomplikowane, bolesne i długotrwałe, ale jest jedna dobra wiadomość - rozlazłość nie jest chorobą nieuleczalną i przy odpowiedniej dozie konsekwencji i pracy można się z nią rozprawić, a na prawdę warto.

Pewnie każdy z Was doświadczył tego wspaniałego uczucia dobrze wykorzystanego czasu. Lepsza organizacja i zarządzanie sobą w czasie poprawi nasze poczucie własnej wartości, doda nam pewności siebie, a przede wszystkim podniesie poziom odczuwanej satysfakcji z życia.

Nie wiem, czy się powtarzam, ale Edward Stachura napisał kiedyś, że ma wrażenie, że marnowany czas buczy. Można temu zaradzić na dwa sposoby - albo kupić sobie stopery do uszu, albo... no właśnie - odpowiedzcie sobie sami ;)

Pozdrawiam!